Sprawiamy się, że jeszcze nawał urzędników doczepia się do polskiej bieganinie również kwitnie osobowość dziewicza obieżyświatów, bowiem mocarnie wkładamy na krajoznawczą edukację. Zatrzęsienie odpadków stanowiło w tatrzańskich synklinach zaś przy tropu do Morskiego Spojrzenia – tam dokąd tropi słono trampów. Można stwierdzić, że im znakomitsze grupy mansard rzeczonym, urlopowicze daleko konkretni plus nie zwalniają na ostatnich tropach odpadków Wyjazdy team building.
Zwariowała, czy co. Ejże, niech ta baba wróci do domu, bo sfajczy całą chałupę. Z jakiej przyczyny spojrzałam w głąb własnego mieszkania, w stronę przeciwną niż okno, nie mam pojęcia, szkolenia z budowania zespołów. W tym momencie mój umysł w całości sformułował następny pogląd:.Rany boskie, to nie ona gotuje kartofle, tylko ja fasolę. Jeszcze trochę tego mi zostało. Nie pamiętam, co pisałam, ale tym razem garnek dało się uratować, do śmieci poszła tylko zawartość. Uparłam się, chciałam zjeść trochę fasoli. Została ostatnia resztka. W pamięci miałam stary czajnik, spalony około piętnastu razy, za ostatnim przez mojego młodszego syna, który zamierzał zrobić sobie herbatę i czytał w kuchni książkę, twarzą zwrócony do owego czajnika. Po tej lekturze czajnik nadawał się już tylko do wyrzucenia i trzeba było kupić nowy. Rzecz oczywista, suchą należy przedtem moczyć przez co najmniej 12 godzin. Zrobił się z tego gęsty MUS FASOLOWY, a samo przetarcie zwykłym tłuczkiem było najłatwiejsze w świecie.O, frytki, to zupełnie co innego. Uprzejmie informuję wszystkich, że młode lata przeżyłam w cudownych czasach powojennych, kiedy nikt z nas nic nie miał, a pensje z trudem starczały do połowy miesiąca.W politykę nie będę się wdawać za żadne skarby świata, pozwolę sobie tylko przypomnieć co poniektórym taką jedną kronikę filmową. Młodzież w to nie uwierzy, a ci, którzy ją wówczas widzieli, a może nawet tworzyli, pewnie już się przenieśli na lepszy świat, gry integracyjne. Jeśli zaś jeszcze żyją, na moje oko za nic się nie przyznają, że coś podobnego istniało.Obawiam się, że w kwestii świeżej fasoli mogę służyć tylko jednym przepisem: nalać dużo wody, porządnie przykryć i gotować na małym ogniu. Jedna z tych sztuk okazała się zdumiewająco sensowna. Dajmy sobie spokój z euforią na tle margaryny, eksplodującą na ekranach telewizorów zgoła co chwila, owszem, owszem, sama własne dzieci przez dwadzieścia lat karmiłam margaryną, na złe im nie wyszło, z nędzy doszłam do stanu, w którym zapomniałam, że istnieje masło, ale przy okazji objawiła nam się potrawa, szkolenia motywacyjne. Mojemu mężowi i mnie, a w końcu poglądy, potrzeby i braki mieliśmy mniej więcej jednakowe.
Szkolenia integracyjne
Im cieńsze, tym lepiej. Soli się po drodze, gry team building. I powiem od razu. Ohyda. Ma w sobie coś takiego, co temu wszystkiemu daje smak i robi potrawę wręcz intrygującą.FLAKÓW nie będę się czepiać, ponieważ też ich nigdy w życiu sama nie gotowałam. Świadkiem przyrządzania bywałam wielokrotnie, pochodząc z przyzwoitej, przedwojennej rodziny. Fakt, że była to jakaś uroczystość kulturalna, że podpisywałam książki, nie ma żadnego znaczenia. Nastąpiła chwila przerwy, popędziłam do baru naprzeciwko budowli historycznej, poprosiłam o flaki, podano mi je. Chciwie i zachłannie wzięłam pierwszą łyżkę do ust. Naprawdę nie wiedziałam, co zrobić. Przełknąć ten żywy ogień, potrzymać dłużej, niszcząc sobie całą jamę ustną, przełykać po odrobinie.
Eventy współpraca
Nikt mnie nie widział, w barze nie było żywego ducha, siedziałam tyłem do ulicy, mogłam sobie pozwalać na wszystko.Na G zaczynają się rozmaite GŁUPOTY. Komunikat, że zająca obdziera się ze skóry, przyniósł jej wprawdzie ulgę, ale poza tym dał niewiele, bo ze skóry go obedrzeć też nie umiała, szkolenia z budowania zespołów.Kolejna przyjaciółka usiłowała zagnieść kluski na DDT. DDT była to trucizna na pluskwy i karaluchy, produkt dziś już nie znany, biały proszek, który dostaliśmy po wojnie w ramach pomocy z UNRRY.(.). Mój kumpel, ciężko zaziębiony, udał się z wizytą do przyjaciela, który zaproponował mu w celach leczniczych porterówkę. Sięgnął po półlitrową butelkę, nalał rzetelne 50 gramów i mój kumpel rąbnął sobie bez wahania. . — I nie powąchałeś przedtem. — I co by mi przyszło z wąchania, wyjazdy team building. Też nie poczuła woni, ponieważ miała katar. Wywęszyłam pomyłkę ja, wróciwszy ze szkoły, po czym okazało się, że znów dwie butelki, ta z pokostem i ta z olejem jadalnym, stały blisko siebie, gry ze współpracy. Głównie zupy, stanowiące nowość bezcenną. Duże zamieszanie jeszcze trwało. Proszek tam był w dość eleganckim naczyniu, zupa z pewnością, bo cóżby innego.
Wyjazdy współpraca
Osobom, które padły ofiarą podobnego wstrząsu, na wszelki wypadek wyjaśniam, że zawartość garnka najpierw należy zagotować na ogniu, a potem dopiero, taki gorący, wpychać pod pierzynę lub też w zwały makulatury.Osobny rozdział w kuchni stanowią MĘŻCZYŹNI i może powinni zostać umieszczeni pod M, ale chyba jednak nie, bo nie są jadalni. Postąpił następująco: wsypał do czajniczka suchą herbatę, nalał zimnej wody z kranu i postawił to na ogniu, żeby się zagotowało. Rezultat pozostał nie znany, czajniczek bowiem pękł i miksturę diabli wzięli. Wyjaśniła mu porządnie, jak się to robi, wysłuchał z uwagą, po czym znikł w kuchni na strasznie długo.— Sześć szklanek już pękło. Czy mam zaparzać dalej. .Pewien mąż wrócił do domu w czasie nieobecności żony i bez grymasów zjadł to, co znalazł w lodówce. — Zjadłem tę sałatkę z lodówki — powiedział delikatnie.Jedna moja znajoma produkowała kosmetyki na eksport do ówczesnego Związku Radzieckiego, w tym znakomity krem do rąk. Wobec czego wszystkie przyjaciółki dostawały ów rarytas od niej w prezencie jako odpadki od każdej wysyłanej partii, tak zwany odrzut z eksportu, gry motywacyjne. No i któraś przyjaciółka przyleciała po bezcenny towar odrobinę za wcześnie, kiedy producentka nie zdążyła jeszcze nabić go w tuby. Dostała zatem miskę kremu, popędziła do domu, postawiła miskę na stole i znów wybiegła. — Matka — powiedział z niezadowoleniem, kiedy pojawiła się ponownie wieczorem — całkiem niesłodki ten krem zrobiłaś, chyba cukru zapomniałaś nasypać.Była to rzeczywiście mieszanina owocowo-warzywna, przygotowana przez żonę jako maseczka kosmetyczna.Zdarzyło się, że mój własny ojciec został w domu sam, z psem. Namoczył zatem ten makaron na 24 godziny i potem ugotował, gry team building.
Eventy team building
O sałatce będzie gdzie indziej, groch ojca natomiast dostarczył przeżyć niezapomnianych. Przy każdym powrocie ze szkoły, czułam w domu jakąś podejrzaną woń, z dnia na dzień silniejszą. Rosła, potężniała, do niczego nie była podobna i robiła się coraz obrzydliwsza. Obie z matką spenetrowałyśmy całe mieszkanie, obwąchałyśmy wszystko, produkty spożywcze, śmieci, wychodek, łazienkę, szafy, bez rezultatu. Podejrzenie padło na sąsiadkę, rozsławioną już plackami kartoflanymi na pokoście, też została obwąchana, nic. Śmierdziało już nie do wytrzymania, kiedy zostałam wysłana po coś do piwnicy, nic ma znaczenia po co. Znalazłam źródło woni, o Boże. W środku znajdował się ugotowany przez ojca groch na ryby. Sporządził przynętę ukradkiem przed dwoma tygodniami, a potem zapomniał o niej do tego stopnia, że nawet ten przeraźliwy smród nie wywołał w nim żadnego skojarzenia.Rzecz miała miejsce w czasie okupacji, już pod koniec wojny, kiedy front utknął na Wiśle. Wydarzenie opisałam już w „Autobiografii”, ale powtórzę, bo z pożywieniem wiąże się ściśle. Służąca natychmiast popędziła do mojej matki z donosem:.— Proszę pani, szkop tu przyleciał i ukradł nam garnek. Ten duży, czerwony. Moja matka natychmiast kazała ją wylać, ale zaprotestowaliśmy zgodnie we troje, służąca, ja i pies. Ojca nie było, ukrywał się gdzieś po lasach, nie dla balsamicznego powietrza, tylko z konieczności.